Cześć! Po blogu przetaczają się z wolna kuliste krzaczki, a zaglądające tu zbłąkane dusze wyglądem mogą przypominać Vincent’a, który przyjechał po Mię Wallace (Pulp Fiction – scena 1:15). Czuję się zobowiązana chociaż trochę usprawiedliwić ten stan rzeczy.
Ten rok, jak dla większości zapewne z Was, był rokiem trudnym. U mnie niestety nie pod kątem zawodowym (bo z tym bym sobie jakoś poradziła), ale prywatnym (z tym dopiero staram się sobie radzić). Co roku jesień to u mnie najbardziej produktywny okres – pełen pomysłów i energii do działania. Ta jesień od poprzednich w tej kwestii nie odbiega.
Zaczęłam interesować się zupełnie inną dziedziną prawa, w której narazie jestem totalnym żółtodziobem, co szczerze powiedziawszy bywa frustrujące. Jednak poznanie nieznanego wzbudza u mnie ekscytację, której nie potrafię powstrzymać ani jej sobie odmówić.
Zawsze byłam ciekawa „wszystkiego”, tzn. lubiłam posiadać wiedzę, której zakres u mojego rozmówcy wzbudzał konsternację i skłaniał do zadania pytania: „a skąd ty to wiesz?”.
Nowe zainteresowanie na pewno nie będzie skutkowało absolutnym zaniechaniem tematów prawnoautorskich. W dalszym ciągu podejmuję się spraw z tego zakresu (mam ich w toku kilkanaście), bo one nadal sprawiają mi przyjemność i satysfakcję. Poza tym jakaś krztyna potrzeby „poklepania po pleckach” zostaje zaspokojona przez np. takie opinie jak ta poniżej. Co jest nieprawdopodobnie budujące i po prostu sprawia radość.
Także, jeśli borykasz się z jakimś problemem prawnoautorskim – dzwoń lub pisz śmiało. Zawsze pomogę.
Podejmuję się czegoś nowego, bo taka już jestem („trochę zwariowana, ekscentryczna, nieprzewidywalna” – Weronika „Chłopaki nie płaczą”) 🙂 Nie mylcie tego również ze słomianym zapałem. Ja po prostu staram się być wszechstronna. Wszak to jedynie nowa dziedzina prawa, a nie porzucenie adwokatury i zajęcie się sprzedażą jabłek.
Pozostajemy w kontakcie Moi Drodzy. Take care!