Sąd Apelacyjny w Warszawie przypomniał o jednej z podstawowych kwestii w odniesieniu do praw autorskich, na którą i ja przy okazji chciałabym zwrócić Twoją uwagę. Tylko faktyczny twórca może dochodzić roszczeń o naruszenie praw autorskich, a nie ten wskazany w umowie jako jej strona. Niby oczywiste, ale jak się okazało – niekoniecznie, a przecież ustalenie kto ma prawo dochodzenia roszczeń ma znaczenie fundamentalne. Na koniec natomiast – fantastyczna opinia biegłego, które rozgrzeje Twoje emocje 😉
Stan faktyczny przedstawiał się następująco:
Powódka (strona umowy o dzieło) skierowała do sądu pozew przeciwko pewnej spółce (druga strona umowy), w którym domagała się ponad 92.000 zł tytułem odszkodowania oraz zadośćuczynienia za naruszenie praw autorskich do zdjęć.
Spółka zamówiła u doświadczonego fotografa serię zdjęć produktów (ciast), które miały zostać użyte w ulotkach i plakatach reklamowych. Wynagrodzenie zostało ustalone w wysokości 400 zł za wykorzystanie jednego zdjęcia. Następnie odbyło się kilka sesji, podczas których obecna była również partnerka fotografa. Pomagała przy sesji np. poprzez przytrzymywanie jakiegoś przedmiotu, aby nie odbijał się od światła.
Całą aranżacją natomiast zajmowała się osoba z ramienia spółki tj. przywoziła do studia fotograficznego bazy ciast i składniki do dekoracji. Na miejscu przybierała ciasta, aranżowała poprzez ustawienie na różnych talerzykach, dodawanie rekwizytów itd. Zrobiono wiele ujęć tej samej kompozycji, zmieniając oświetlenie, zbliżenie, perspektywę a niekiedy całą aranżację.
Problem pojawił się, gdy fotograf nie chciał podpisać rachunku za wykonaną usługę tłumacząc, że ma do zapłacenia zaległe alimenty i generalnie „siedzi na nim komornik”. Poprosił wówczas panią prezes spółki, aby umowa została sporządzona na jego partnerkę. Ta zgodziła się i umowa została podpisana z partnerką fotografa, która również złożyła podpis na wystawionym rachunku.
Później odbyło się jeszcze kilka sesji fotograficznych, podczas których zdjęcia wykonywał fotograf, ale honorarium otrzymywała formalnie jego partnerka. Łącznie sesji było pięć, z których fotograf przekazał spółce 186 sztuk zdjęć. Następnie na dłuższy czas wyjechał, a wkrótce po tym spółka zaczęła wykorzystywać 13 zdjęć nie objętych umową, za które nie rozliczyła się.
Niedługo potem partnerka fotografa udała się do prezes spółki wnosząc o podpisanie odpowiedniej umowy na te zdjęcia, jednak doszło do niemiłej wymiany zdań i w konsekwencji panie podpisały umowę na tylko jedno zdjęcie. Później partnerka fotografa jeszcze próbowała porozumieć się z prezes spółki, lecz ta nie życzyła już sobie dalszego kontaktu.
Od słowa do słowa – pismo z żądaniem zawarcia umowy, wezwanie do zapłaty, pozew do sądu…
Przesłuchano szereg świadków, powołano biegłego i powództwo oddalono. Apelację również.
Ciekawych jest jednak kilka aspektów.
Po pierwsze, sąd wskazał, że
„roszczenia z art. 78 ust. 1 art. 79 ust. 1 przysługują wyłącznie twórcy fotografii, a więc warunkiem koniecznym dla skutecznego dochodzenia tych roszczeń jest udowodnienie przez osobę żądającą ochrony prawnej, że jest ona twórcą konkretnego dzieła. Przy czym w niniejszej sprawie nie znajdzie zastosowania art. 8 ust. 2 powołanej ustawy, zgodnie z którym domniemywa się, że twórcą jest osoba, której nazwisko w tym charakterze uwidoczniono na egzemplarzach utworu lub której autorstwo podano do publicznej wiadomości w jakikolwiek inny sposób w związku z rozpowszechnianiem utworu. Dane powódki nie zostały bowiem nigdzie uwidocznione. Z samego faktu niekwestionowania przez stronę pozwaną zawarcia z nią dwóch umów nie wynika, że jest ona twórcą spornych zdjęć.”
Po drugie, sąd stwierdził, że sporne fotografie stanowią w istocie dwa odrębne dzieła. Pierwszym z nich jest artystyczna aranżacja kompozycji ciast, a drugim samo wykonanie zdjęcia tej kompozycji. Twórczej działalności fotografa sąd dopatrzył się w oświetleniu, decyzji co będzie na pierwszym planie, wyboru kąta ustawienia, ostrości, perspektywy oraz samego planu zdjęcia. Zdaniem sądu nie zachodziła tutaj sytuacja opisywana przeze mnie w tym wpisie >> tj. taka, w której odmówiono przyznania statusu współtwórcy osobie wykonującej jedynie czynności techniczne obsługi sprzętu fotograficznego.
Najbardziej jednak interesujące są dla mnie konkluzje biegłego powołanego w sprawie. Sporządzona przez niego opinia nie miała w zasadzie żadnego znaczenia dla rozstrzygnięcia, ponieważ sąd uznał, że powództwo podlegało oddaleniu co do zasady (co oznacza, że uprawnienie, z którego wywodziło się roszczenie w ogóle danej osobie nie przysługiwało), ale i tak warto jest wzmiankowania. Otóż ten biegły, zajął się ustaleniem wynagrodzenia należnego dla fotografa. Stwierdził, że nie szkodzi, że strony najpierw ustnie, a następnie pisemnie ustaliły wynagrodzenie w kwocie 400 zł za jedno zdjęcie, bowiem według biegłego wynagrodzenie to powinno wynosić 200 zł. Dlaczego? A to dlatego, że wkład fotografa w te zdjęcia wynosił około połowy, bo to inna osoba była autorem fotografowanych kompozycji, a poza tym wedle jego wiedzy na takim poziomie jest obecnie stawka rynkowa za tego typu zdjęcia.
Wnosiłabym zastrzeżenia do tej opinii jak złoto. Dlatego m.in., że wysokość odszkodowania ustala się na podstawie wynagrodzenia, które otrzymałby autor gdyby podmiot, który naruszył jego prawa majątkowe zawarł z nim umowę o korzystanie z utworu w zakresie dokonanego naruszenia, a nie na podstawie stawek rynkowych (i to potwierdzał już nie jeden sąd). Poza tym niejasne jest kryterium, według którego biegły ocenił, że wkład fotografa w efekt finalny zdjęcia wynosi połowę. I tak właściwie, skoro sąd stwierdza, że jedno zdjęcie to dwa dzieła (aranżacja i fotografia per se) to dlaczego za jedno z tych dzieł wynagrodzenie dla twórcy ma wynosić połowę?
Ciekawe, że zaczęłam pisać o tym wyroku, bo chciałam zwrócić Twoją uwagę na faktycznego twórcę fotografii, a czytając uzasadnienie znalazłam taki kwiatuszek 😀 W moich sprawach o naruszenie praw autorskich póki co obyło się bez biegłych, ale pojawiali się w innych i wierz mi, że czasami polemika z ich opiniami jest super trudna. Dzieje się tak dlatego, że niektóre sądy uznają treść opinii biegłego za prawdę objawioną, z którą nie można się nie zgodzić. I zaczyna się cała zabawa – zastrzeżenia do opinii, wniosek o złożenie ustnej opinii uzupełniającej (czyli przesłuchanie biegłego na rozprawie), wniosek o innego biegłego… Cóż, ja staram się zawierać ugody – krócej, taniej i mniej nerwowo. Chociaż być może z tym „krócej” trochę się zagalopowałam, bo w jednej ze spraw składałam pozew w imieniu fotografa w czerwcu tamtego roku, a dopiero wczoraj otrzymałam telefon od przemiłej (bez ironii) pani mediator… No nic, wkrótce opiszę jedną ze spraw, którą udało mi się zakończyć, bo na tę z postępowaniem mediacyjnym w tle nie liczę zbyt szybko 🙂
Pozdrawiam!
{ 0 komentarze… dodaj teraz swój }